Carter
Kiedyś strasznie nienawidziłem
upalnych pustyń. Bo co może być gorszego od wielkiego słońca
przypiekającego cię żywcem? Okazało się, że jest coś gorszego.
Stanie po kolana w śniegu i zamarzanie na kostkę lodu.
-Na co my tak właściwie czekamy? -
zaszczękałem zębami zwracając się do Thora. Wkurzający,
nordycki bóg piorunów spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Na Sol, oczywiście.
- Oczywiście – burknęła Sadie pod
nosem. Po raz pierwszy w życiu zgadzałem się w zupełności z
moją siostrą. Jaką Sol? Może chodziło mu o sól? W sumie solą
sypie się lód, więc może...
- Patrzcie – Annabeth wskazała
palcem na niebo – co to? - przez chwilę nie wiedziałem o co do
licha jej chodzi. Ludzie często robią takie rzeczy jak leci
samolot. „O patrzcie, samolot! Cieszmy się, bo przecież to jest
coś niesamowitego
i paranormalnego!” Tak ja to widzę, ale Annabeth nie należała
do tej denerwującej grupy ludzi. Już po chwili zrozumiałem o co
jej chodzi. Słońce przez jakiś czas normalnie toczyło się swoim
torem zbliżając się powoli ku horyzontowi (był zachód), gdy
nagle...rozczepiło się na większą i mniejszą część. Ta
większa dalej kontynuowała wędrówkę, po widnokręgu natomiast
mniejsza podążała w naszą stronę, powiększając się co
świadczyło o tym, że coraz bardziej się przybliża. I coraz
szybciej. I, że jest naprawdę spora. I ognista.
- W bok! - ryknąłem. Dziewczynom nie było trzeba dwa razy
powtarzać. Jak jedno ciało wszyscy jednocześnie odtoczyliśmy się
w prawo – w ostatniej chwili. Wszyscy oprócz Thora. Tuż przed
bogiem piorunów zahamował jakiś samochód. Był złoty i
promieniował tak mocnym blaskiem, że musiałem zakryć oczy.
- Thor! - usłyszałem nadmiernie rozentuzjazmowany, kobiecy głos –
jak miło cię widzieć! Czemu wcześniej się nie odzywałeś? O,
widzę, że przyprowadziłeś śmiertelników!
Jasność ustała. Przetarłem oczy. Okno Volvo od strony kierowcy
było do połowy uchylone. Wyglądała z niego ładna kobieta w
okularach przeciwsłonecznych. Miała promienistą opaleniznę i
złote włosy. I mówiąc złote nie chcę być poetycki ani nic.
One naprawdę były złote.
- Podwieziesz nas do Asgardu? - zagadnął ją Thor – Wiesz
ogólnie sam bym się transportował, ale ci śmiertelnicy...
- Spoko, rozumiem – powiedziała i chyba puściła oczko -
Mogłoby to na nich zrobić piorunujące wrażenie – oboje z
Thorem wybuchnęli śmiechem. Przełknąłem głośno ślinę. Mi
się ten żart nie wydawał zbytnio śmieszny. Zerknąłem na
resztę. Annabeth przygryzła wargi, jej ręka powędrowała
niebezpiecznie w stronę sztyletu. Lena zacisnęła dłonie w
pięści. Moja siostra zrobiła wściekłą minę. A Lissa
przytrzymała Toma, kiedy zatoczył się niebezpiecznie.
-
Ej, ładować się. Myślicie, że Sköll
będzie czekał wieczność,
aż wy łaskawie ruszycie swoje tyłki? - powiedziała kobieta, a ja
uznałem, że to ona jest tą Sol, na którą czekaliśmy.
- Wchodzimy –
zdecydowała Annabeth i pierwsza zajęła miejsce na tylnym
siedzeniu. Poszliśmy w jej ślady. Wiecie, w sumie nawet bez tego
bym szedł, bo było mi tak zimno, że nawet śmierć w paszczy
jakiegoś egipskiego monstrum wydawała mi się lepsza od
zamarznięcia. W paszczy potwora jest pewnie cieplutko...
Nie zawiodłem się na
ogrzewaniu. Działało w volvo jak należało. No wiecie...hm jak to
najlepiej ująć...grzało? Thor usiadł z przodu obok Sol. Po
chwili pomknęliśmy ku górze.
- Och, to taki bóg
przybierający wilczą postać- machnęła lekceważąco ręką
bagatelizując sprawę – goni mnie.
- Aha, a po co?
- Chce mnie pożreć.
- Że co?
- Chce mnie pożreć
– powtórzyła wolniej i wyraźniej – Jestem słońcem, a on
chce mnie pożreć, żeby był koniec świata.
- Aha – zdołałem
wybąkać. Na tym rozmowa się urwała.
…
Asgard okazał
się ogromnym, złotym miastem w chmurach stojącym na ogromnej
platformie. Domy był niskie i zakończone kopułami. Ulicami
spacerowali bogowie i boginie. Wszyscy mieli złociste lub rudawe
włosy. Przyglądali nam się z ciekawością. Może dlatego, że
jakoś wyczuwali to, że nie jesteśmy bóstwami? A może dlatego,
że dwie trzecie z nas posiadało ciemne włosy co się w tym blond
tłumie rzucało w oczy?
- Witaj
Thorze! Jak się masz? - pozdrawiali wszyscy boga piorunów, choć
ich miny mówiły „nadęty pustak”.
W końcu
dotarliśmy do pałacu górującego nad resztą miasta. Spodziewałem
się jakiś zawiłych korytarzy i mnóstwa komnat do przejścia, a
tu BAM!! Thor pchnął wielkie wrota wejściowe i znaleźliśmy się
w sali tronowej...albo też na boisku rugby. Poważnie sala była
ogromna! Na jej drugim końcu
siedział starszy mężczyzna w złotej zbroi na tronie (bez
skojarzeń, na takim królewskim tronie).
- Co się znowu stało Thorze? - spodziewałem się groźnego króla
bogów, a tymczasem Odyn okazał się staruszkiem wyglądającego na
styranego i znudzonego życiem, w sumie chyba każdy by się tak
zachowywał po tysiącach lat wiecznego życia – I co to za
dzieciaki? - westchnął ciężko – Co żeś ty znowu wymyślił
synu?
- To nie ja tym razem! - bóg piorunów wydął usta niczym obrażone
dziecko – To GIKKB – przedstawił nas Thor ze złośliwym
błyskiem w oku.
- Ach tak – teraz wyglądał na rozbawionego – A więc
podejdźcie bliżej, chłopcy i dziewczęta. A co do ciebie
synu...odejdź.
- Słucham? - wredny uśmieszek zniknął z twarzy Thora. Założyłbym
się o to, że oczekiwał naszej egzekucji i chciałby przy tym być.
- Idź do swojej komnaty Thorze.
- Ależ ojcze...
- Nie dyskutuj.
Thor opuścił salę ze spuszczoną głową i powłócząc nogami.
Gdy drzwi zamknęły się za nim Odyn uśmiechnął się do nas
serdecznie: - Wiem kim jesteście.
Zatkało mnie.
- W sensie...tym..tego ten – wyjąkałem.
- Wszystko ,Carterze Kane. I nawet więcej.
- Co masz na myśli? - przełknęłam głośno ślinę.
- Myślę – odparł powoli Odyn – Że powinieneś się z
przyjaciółmi podzielić z tym co ci powiedziała twoja dziewczyna.
Poczułem jak wielka gula rośnie w moim gardle. Skąd wiedział o
Ziyi? I o naszej rozmowie?
- Carter o czym on mówi? - zapytała cicho Sadie, ale zignorowałem
jej pytanie.
- Panie Odynie, czy to co ona mi wtedy powiedziała ...czy to jest
prawda?
Odyn zamknął oczy i powoli skinął głową. Już się nie
uśmiechał. Po chwili cały obraz zaczął mi się rozmazywać.
Wszystko wokół mnie rozpływało się we mgle. Krzyknąłem.
Chwilę potem stałem na otwartej, zaśnieżonej przestrzeni. Obok
mnie stała reszta, wyglądali na lekko oszołomionych.
- Okey...wszyscy się zgodzimy, że to było dość dziwne... -
zaczęła Annabeth, ale Sadie weszła jej w pół zdania: - Carter
co ci powiedziała Ziya?
Wziąłem głębszy oddech. Jak jej to powiedzieć? Jak? Walnąć
prosto z mostu? Jakoś załagodzić? Ale jak się to da załagodzić?
Jednak okazało się, że nie muszę nic mówić. Sadie sama sobie
odpowiedziała. Niestety. Oczy mojej siostry zrobiły się
mlecznobiałe.
- Głupi magu! - zarechotała głosem, który do niej z całą
pewnością nie należał – Ja powracam! To co zostało stworzone
zostanie zniszczone! Chaos!
Zemdlałem...
Annabeth
Otworzyłam oczy. Wrzasnęłam. Znów byłam w Tartarze. Bez
Percy'ego. Sama. Bycie samą. Mój największy koszmar. Byłam sama
przez pierwsze dwa tygodnie mojej ucieczki z domu, kiedy miałam
siedem lat. Byłam sama, gdy Percy zniknął. Byłam sama, kiedy
poszukiwałam znaku Ateny. Powoli podniosłam się na nogi.
Znajdowałam się w czymś rodzaju głębokiej doliny. Nie dopływał
tu nawet Flegeton. A ja czułam jak trujące powietrze przy dotyku
mojej skóry pokrywa ją bąblami i niszczy. „Znajdę wyjście,
znajdę wyjście” - powtarzałam w myślach, ale wcale nie byłam
tego taka pewna. W ogóle w tym miejscy nie mogłam być niczego
pewna. Nie widziałam żadnych potworów, ale miałam wrażenie, że
ktoś mnie obserwuje. Wtedy na przeciwległym krańcu doliny
zobaczyłam coś dziwnego. Mknęła ku mnie fala jakiejś czarnej
cieczy. Przymrużyłam oczy. Nie zaraz, to nie ciecz...to są...to
przecież...
- Pająki!!
Odwróciłam się i rzuciłam do ucieczki. Nie patrzyłam, gdzie
biegnę. Miałam tylko jeden cel – jak najdalej od tych czarnych
paskudztw. Pędziłam ile sił w nogach nie odwracając się za
siebie, gdy nagle tuż przede mną wyrósł wysoki, ciemny mur.
Zahamowałam unikając zderzenia z nim. Zaczęłam walić pięściami
w ciężki kamień, z którego był zbudowany.
- Znikaj! Znikaj! - piszczałam. Była to najprawdopodobniej
najgłupsza rzecz, którą robiłam w życiu. Nie miałam broni, nie
miałam drogi ucieczki. Poczułam jak coś małego zaczyna pełznąć
po mojej nodze. Zrobiłam gwałtowny obrót przylegając plecami do
muru. Pająki zaczęły powoli na mnie wchodzić. Zaczęłam tupać
nogami i strzepywać je rękami, ale na miejsce zabitego robactwa
przybywało następne. I jeszcze szybciej wdrapywało się po moim
ciele. Były w końcu wszędzie. Ostatnie co zobaczy łam to pająki
przykrywające moje oczy.
Obudziłam się. Nadal stałam oparta o mur. I nadal byłam w
tartarze. I wtedy zobaczyłam człowieka. Stał naprzeciwko mnie
zaledwie parę metrów dalej. Serce podeszło mi do gardła.
Podobnie jak w Nowym Rzymie, kiedy ujrzałam go po miesiącach
rozłąki. Percy. Mój glonomóżdżek. Bez namysłu pobiegłam w
jego stronę. Wyciągnęłam ręce, żeby go przytulić. On zrobił
to samo. Coś było dziwnego w jego twarzy, nie uśmiechał się jak
zwykle. Ale to było nie ważne...
Chwycił mnie za gardło. Zaczął dusić. Próbowałam
oddychać,wyrwać mu się. Był jednak o wiele silniejszy.
- Percy – próbowałam powiedzieć – Przestań...
Bum!! Uderzył moją głową o mur. Bum! I drugi raz. Bum! I trzeci.
Bum! Rozpaczliwie próbowałam złapać powietrze Przed oczami
zaczynałam mieć mroczki. W jego morskich oczach było tyle
nienawiści...Tak samo jak wtedy, gdy dusił Achlys w oparach jej
własnych trucizn. Straciłam przytomność...
Annabeth!!!
Nie!
To
dziewczynka!
Annarcy...
Mamo, nie
zostawiaj mnie! Proszę...
Percy
Do pomieszczenia weszły dwie drakainy. Jedna z nich prowadziła na
smyczy...gryfa. A moja mama nawet na psa się nie chciała zgodzić!
- Słyszałaś o tym chłopaku? - zagadnęła pierwsza.
- Tym herosie? Coś się z nim stało?
- Tak, uciekł.
- Och...Pani się chyba zezłościła, prawda?
Drakaina pokręciła głową.
- Nie?
- Nie, była całkowicie spokojna, gdy się o tym
dowiedziała...Dziwne.
- Podejrzana sprawa – przyznała jej towarzyska.
- A jak się w ogóle nazywał?
- Jackson Peterson czy jakoś tak...
W tamtym momencie zagotowało się we mnie. Nikt nie będzie
przekręcał mojego imienia i nazwiska! I to jeszcze w taki sposób.
Wyskoczyłem zza zbiornika. Ostatnie co zobaczyły drakainy i gryf
był orkan w akcji i mój mściwy uśmieszek. Ej ,to one zaczęły!
Wybiegłem z łazienki. korytarz nadal był pusty. Nie wiedziałem
dokąd mam iść, jak się stąd wydostać. Uznałem więc, że
zrobię tak jak poprzednio. Wyczułem ogromne pokłady wody.
Ruszyłem biegiem w tamtą stronę zdając się na instynkt. A co!
Zza zakrętem zobaczyłem grupkę potworów. Przeciąłem dwa za
jednym zamachem. Jednego pchnąłem na drugiego płazem miecza.
Jeszcze innego przebiłem na wylot. Nie zwolniłem pędu. Skręt w
kolejny korytarz. Kolejne potwory. Kolejne pchnięcia, cięcia,
blokady. Wbiegłem do wielkiej komnaty. Tej samej, w której byłem
biczowany. Woda powinna być tu. Nie rozumiałem, przecież nie ma
tu ani kropelki. Zamarłem. A co jeżeli woda jest, pod spodem.
Lód! Ta twierdza czy też SPA potworów (nie widzę wielkiej
różnicy) musi być zbudowana na lodzie pod, którego powierzchnią
jest woda. W mojej głowie zrodził się plan. Jeżeli skoczę
przez okno nabiorę takiej prędkości, że przebiję. Zanim zginę
od upadku woda, która jest pod spodem uleczy mnie. Mam w każdym
razie taką nadzieję.
- Zatrzymaj się, herosie! - rozkazał mi chłodny kobiecy głos.
Odwróciłem się w stronę, z której dobiegał. Po schodach
schodziła powoli zakapturzona postać.
Prychnąłem.
- Nie pokonasz mnie. Chcesz się zmierzyć?
Wydawało mi się, że postać roześmiała się pod kapturem.
- Nie wygrasz ze mną naiwny herosie.
I wtedy świat naokoło mnie zawirował. Komnata zniknęła. Stałem
w pustce. Nagle wokół mnie zaczęły wirować twarze moich
bliskich. Wykrzywionych w bólu. Wrzeszcząca Lena. Umierająca
Annabeth. Zrozpaczony Grover. Moja mama o dziwnie pustych, czarnych
oczodołach. Jakieś dziecko. Płaczące dziecko. Spalony obóz.
Pole bitwy pełne martwych ciał moich przyjaciół. Zniszczenie,
śmierć...Martwa Annabeth, mama, Lena, złotowłosa dziewczynka,
wszyscy...
- Dość, przestań! Błagam! – Nicość rozwiała się w tym
momencie. Orkan wysunął mi się z ręki. Zakapturzona postać
podeszła do mnie. Poczułem zimne, zakrzywione ostrze do mojej
szyi.
- Teraz zginiesz – warknęła. Była na tyle blisko, że
widziałem duże złociste oczy patrzące na mnie z kaptura. Znałem
ją. Nie wiedziałem skąd, ale znałem. Takiej barwy oczu się nie
zapomina...
- Percy Jackson umrze! - zaklaskała w dłonie jakaś drakaina. Też
cię lubię!
- Jackson? - powtórzyła kobieta – Znasz Helenę Jackson? -
chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, że mówi do mnie.
Skłamać czy nie?
- Tak – bo w sumie co by dało to, że powiem nie? Ostrze powoli
cofnęło się z mojej szyi...A po chwili plask! Dostałem czymś w
tył głowy. Straciłem przytomność...i już wiedziałem skąd ją
znam.
.....................................................................................................................................................
Wiem, że rozdział do bani, musicie mi to wybaczyć. Następny postaram się zrobić ciekawszy, obiecuję :)
Przepraszam za sześć dni spóźnienia
Proszę o komentarze jeśli czytacie, nawet coś w stylu "rozdział ok", choć fajnie jakbyście też dawali rozwiniętą opinię :) Komentując=motywujesz
Do zobaczenia
Aria
Bardzo fajny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję na komentarz :)
UsuńSkłamać czy nie?- Nie wiem czemu, ale ciągle się z tego śmieję :")
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy i fajny c;
Co do wyglądu to mogę się przyczepić.
Masz za duże pole całego bloga na nagłówek, wiec poszedł na lewo c;
Sprobuj go wysrodkowac to będzie super ;*
Pozdrawiam i zapraszam do siebie (((;
http://dalsze-losy-herosow.blogspot.in
Starałam się wyśrodkować, ale a) nie da się albo b) źle szukałam :'(
UsuńAle dziękuję, że czytasz i komentujesz :)
Postaram się poprawić ten nagłówek ;)
Aria nie pisz tak rozdziałów!!!
OdpowiedzUsuń- Jest jakoś w dziwnym słupku XD jakkolwiek to brzmi XD
- Są za długie, nie dziwie się że rozdział jest raz w miesiącu jeśli jest tak długi. Skończ go wcześniej i wrzuć szybciej.
Ogólnie co do treści to jest spoko ;)
- z tym słupkiem poprawiłam (mam nadzieję, że o to ci chodziło),
Usuń- z długością nic nie poradzę, po prostu wolę, żeby w serii było dwadzieścia długich niż czterdzieści króciutkich rozdzialików. Przykro mi, ale to jedyna rzecz w moim pisaniu, która nie podchodzi pod dyskusję i której nie zmienię,
Dziękuję ci za komentarz i za to, że czytasz ^_^
Wow! Przeczytałam wszystkie rozdziały na tym blogu i poprostu nie mam słów! Jesteś w moim wieku i masz taką fantazję? Ale, ale... sskąd?! Nie no serio zazdroszczę Ci. Postacie mega, fabuła mega, no właściwie wszystko mega. No powtarzam tą informację, ale bywa. Nie uśmiercaj Annabeth błagam, bo sama też się zabiję! Super bajeraśny pomysł, żeby stworzyć magosa (mag + heros=magos, tak wiem jestem głupia :P) Ale serio czytając tego bloga czułam się tak jakby to była kolejna zajebjaszcza książka Riordana!
OdpowiedzUsuńAle niestety wszystko ma również swoje wady:
W pewnych momentach pomieszałaś nardacje i byłam zdezorientowana. Ale w sumie to tyle, no literówek czepiać się nie ma co , bo każdy ma z tym problem. Chyba troszeczkę się rozpisałam :* No nic to czekam na następny rozdział.
P.S. byłabym wdzięczna gdybyś zajrzała na mojego bloga
pamientniki-szalonej-dziewczyny.blogspot.com
Wszystkie ?!! :O
UsuńSzacun!!!
Magos? XD Mogę tę nazwę kiedyś wykorzystać w rozdziale? Plisss!
Narracje powiadasz? Hmmmm....nw o co dokładnie w tym momencie ci chodzi. Czy o to, że jest ich po prostu dużo (na to nic nie poradzę, jest dużo bohaterów i chcę, żeby czytelnik poznał każdego z osobna) czy o pierwszą serię, gdzie chyba nie dawałam na początku imienia osoby, która opisuje :) Teraz nie popełniam tego błędu i mam nadzieję, że już nie będzie ci się mieszać, bo to pewnie utrudnia czytanie ;)
Nic nie szkodzi, lubię rozpisane komentarze ;)
Oczywiście, że zajrzę i skomentuję :)
Nazwę, możesz wykorzystać jak najbardziej, a z tą narracją to chodziło mi o to, że w jednym rozdziale, było w czasie przeszłym, a potem nagle w teraźniejszym i w końcu nie wiedziałam o co chodzi. Ale ma się ten łeb i w końcu doszłam do ładu, no to czekam na następny suuuuper rodzdział! :)
UsuńOkey, postaram się tego nie robić ;)
UsuńMam pytanko dostałaś mojego e-maila?
UsuńTak, poczekasz troszkę na moją odpowiedź?
UsuńNie wierzę . Nie z Annabeth to blef :D Będziesz nas teraz trzymać w niepewności,ale tak naprawdę ty tu rządzisz . Tak na marginesie przecież to blog o Percabeth :)
OdpowiedzUsuńRozdział fajny . Biedny Percy najpierw Pan D przekręca imię teraz on.
Z tym Tartarem? Hm, w sumie to nie do końca blef nie do końca prawda...
UsuńTak, będę was trzymać w niepewności, a co mi szkodzi :D
Dziękuję ci za komentarz :)
Rozdział super! Nie mam zarzutów! No może jeden, czemu kończysz w takim momencie!?
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńŻeby trzymać was w niepewności! Chociaż to pewnie było pytanie retoryczne :D
Świetny rozdział. Zresztą jak zwykle. Jestem ciekawa kto to. Kim jest Helene. Wydaje mi się że ją znam. Sorry kojarzę. Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńDzieki :)
UsuńHelena...sprawdź w bohaterach :D
I z pewnością ją kojarzysz jeśli czytałaś inne rozdziały, ale znasz ją zapewne pod innym imieniem :)
Kiedy next?!
OdpowiedzUsuńCórka Bogów