- Nie Percy. Nie ma tu żadnych parterowych barów! - wrzasnęła Annabeth po raz któryś do mojego brata. Próbowali ustalić, gdzie jest w Zakopanym najniższe miejsce. Szczerze popierałam Percy'ego, który snuł tezy, iż zapewne orły mają wtyczki u jakiegoś barmana, który ma lokal na dole, a on dostarcza Rei pizzę. Niezłe, nie? Niestety córka Ateny nie jest kreatywna tak jak ja i Percy i uważa, że powinniśmy poszukać w podziemnym parkingu. „ Może znajdziemy wtedy Besa” – upierała się. Lissa poparła ją, natomiast Tom stanął po naszej stronie. Nasza piątka podzieliła się więc na dwa wrogie obozy. Rozsądne dziewczyny kontra trójka spokrewnionych idiotów. Annabeth i Percy kłócili się zawzięcie podczas gdy ja, Lissa i Tom przyglądaliśmy się im beznamiętnie. Zerknęłam ukradkiem na Toma i Lissę. Pokładałam sporą nadzieję, że córka Afrodyty zostanie pierwszą dziewczyną mojego eks – brata. No dobra nie pierwszą. W domu paryskim umawiał się z moją przyjaciółką Maricą. Wzdrygnęłam się mimowolnie. Ona jest już trupem. Myśląc o niej rozgrzebuję bolesne wspomnienia. Wracając do Lissy i Toma...Lissa miała Lisfocha. Tom rzucał jej błagalnie – przepraszające spojrzenia mówiące „ jestem debilem, wybacz mi” ( zgadzam się z tym). Panna Hariri dumnie odwróciła głowę i nie obdarzyła go już ani jednym spojrzeniem.
- Zamilcz synu Posejdona – w głosie Annabeth było coś nie tak. Nigdy się tak nie zwracała do Percy'ego. Nawet, gdy była na niego zła czuło się w tym jakąś ironię i przede wszystkim uczucie. Teraz była tam tylko wściekłość i nienawiść. Popatrzyłam w ich stronę. Szare oczy córki Ateny były przymrużone, a ręka pełzła ku sztyletowi.
- Walcz – warknął Percy i chwycił orkana.
- Nie!! - wydobył się z moich ust okrzyk w chwili, gdy ich ostrza zetknęły się ze sobą. Ich także opanowała ta dziwna złość. Percy miał umiejętności i świetną strategię. Chcecie wiedzieć jaka? Też się do niej stosuje. To strategia Jacksonów. Nawalaj z całej siły wroga. Jak cię przebije swoją bronią? Nadal nawalaj. Natomiast Annabeth? Cóż sztylet wydawał się przedłużeniem jej ręki. Cięła i dźgała nim tak jakby byłstworzony do tylko jednego celu. Zabić mojego brata. Wtedy poczułam potrzebę walnięcia kogoś. Konkretnie Toma. Chwyciłam mój sztylet. Odwróciłam się w stronę syna Zeusa. Nasze spojrzenia spotkały się. W jego oczach widniała wściekłość. To mi pomogło pójść po rozum do głowy i upuścić broń.
- Tom nie walczmy ze sobą. Chcesz mnie zabić, bo twoim ojcem jest Zeus, a moim Posejdon. Toczą spór lecz my nie musimy. Jesteśmy kuzynami – to zabrzmiało całkiem mądrze, nie? Tom też tak pewnie pomyślał, bo zamrugał oczami (z których zniknęła żądza mordu) i zapytał:
- Lena od kiedy ty mówisz takie rzeczy? Jeszcze trochę, a będziesz ględzić jak Pitagoras.
- A to nie był Pitagyros czasem? - zainteresowałam się.Tom w odpowiedzi parsknął śmiechem:
- Moja kuzynka wróciła.
- Ale nasza para gołąbeczków, nie – przerwała nam Lissa tą wzruszającą (bądź żałosną zależy od punktu widzenia) chwilę. Miała rację. Otóż „ para gołąbeczków” nadal próbowała się pozabijać. „ Dość tego – pomyślałam – tylko mi można krzywdzić mojego brata”. W tym momencie ADHD wzięło górę nad rozumem (u mnie to się zdarza dość często). Rozwiązałam mojego glana (po sznurowaniu ich przez długi czas nabrałam wprawę więc poszło mi to szybko) zdjęłam go z nogi, i krzycząc „ Hej” rzuciłam w mojego brata ciężkim czarnym butem. Percy zdążył się uchylić, ale i tak poskutkowało.
- Lena? - jego głos był już całkiem trzeźwy. Niestety była to również chwila dezorientacji i Annabeth wykorzystała ją. Doskoczyła do syna pana mórz i przejechała sztyletem po jego policzku tworząc rysę.
- Annabeth? - Percy w ostatniej chwili zdołał zrobić unik jednocześnie przytykając ręką ranę na twarzy, z której sączyła się świeża krew. Dziewczyna nadal była pod działaniem tej dziwnej nienawiści. Jej chłopak nie chcąc jej skrzywdzić mógł jednie robić uniki i blokować jej ataki mieczem. A to w przypadku walki z Annabeth nie jest najlepsza taktyką, żeby przeżyć.
- Pomóżcie mi – jęknął z trudem blokując atak swojej dziewczyny.
- Niestety nie możemy! - odkrzyknęłam.
- Nie chcecie jej skrzywdzić? - domyślił się robiąc unik.
- Nie! - krzyknęłam – Chcemy po prostu przeżyć!
- To mnie pocieszyłaś – wymamrotał. Annabeth próbowała ugodzić go w brzuch. Percy chwycił ją za nadgarstek i przewrócił tak, że byli do siebie twarzami.
- Puszczaj mnie – syknęła, ale Percy zamknął jej usta pocałunkiem. Córka Ateny na początku próbowała się wyrywać, ale w końcu mięśnie jej twarzy złagodniały. Rozluźniła się. Zarzuciła mu ręce na szyję i wbiła się jeszcze mocniej w usta mojego brata. W końcu oderwali się od siebie.
- Następnym razem też mnie tak cuć - uśmiechnęła się zalotnie.
- Mogę tak robić nawet, gdy nie jesteś opętana – odparł i znów się do siebie przyssali.
- Tylko silne uczucie mogło przerwać to dziwaczne opętanie – oznajmiła Lissa z miną świadczącą o tym, że uważa to za „ sweetaśne”.
- Albo mocna podeszwa – dodał Tom z podziwem patrząc na moją jedną stopę odzianą w samą skarpetkę. Obok nas przechodziła jakaś rodzina z dzieckiem.
- Mamo ja tam nie chcę jechać! - jęczał chłopczyk.
- Kochanie! Będzie cudownie! Kopalnia soli w Wieliczce jest naprawdę warta zwiedzenia. - zapewniała go matka, a mnie olśniło.
- Wiem gdzie szukać, leszcze – zaakcentowałam mocno ostatnie słowo. Herosi spojrzeli na mnie pytająco.
- Jedziemy do Wieliczki! - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.….................................................................................
- Plan piękny, ale jakoś nie widzę skutków – Annabeth była ewidentnie zazdrosna, że to nie ona wpadła na to, gdzie szukać.
- Stopy mi odpadają – Lissa zachowywała się tak jakby miała okres.
- Lena ile my jeszcze będziemy błądzić po tych korytarzach? Po co się odłączaliśmy od grupy? - I ty Percy przeciwko mnie?
- Wielki heros, który pokonał Kronosa i Gaję zginie w Wieliczce – zakpiłam. Tylko sarkazm pozwalał mi się skupić pod ziemią. „ Cienias” - skwitował głos w mojej głowie. „ Lepiej mów jak iść panie kret” - odparował mój mózg. „ Lewo – poinformował mnie – kłócimy się jak stare małżeństwo” - w głosie pobrzmiewała satysfakcja.
- Za mną – rozkazałam dostosowując się do rad głosu i ruszając w lewo.
- Skąd to wiesz? - chciał wiedzieć Percy.
- Słyszę głosy – mruknęłam pod nosem – Lepiej już chodźmy.Poszli więc za mną. „ Zagwiżdż” - polecił. „ Po co?”, głos zignorował mnie i nic nie odpowiedział.Przyłożyłam palce do ust i dmuchnęłam. Świst rozległ się po szybie kopalni.
- Kto mnie budzi? - powiedział jakiś „Gandalf”, który pojawił się przed nami.
- Domowik? - Annabeth zmarszczyła brwi.
- Domowik to mój kuzyn. Ja jestem … - zastanowił się przez chwilę – Skarbnik.
- Zaprowadzisz nas do Rei? Znasz ją w ogóle? - nawet nie chciałam wiedzieć co to Skarbnik.
- Znam. W jej pensjonacie nad morskim okiem są pyszne pierogi – puściłam mimo uszu uwagę o pierogach. Co mają pierogi do Tytanki? Nie mam pojęcia.
- Zabierzesz nas do niej? - ponowiłam pytanie.
- Acha...ma z truskawkami, ruskie i...
- Tak, tak. Cudownie. Możesz nas tam transportować?
- Oczywiście.Poczułam jak coś ściska mi się w żołądku. Otoczenie wokół mnie rozpłynęło się. Znaleźliśmy się w łodzi. Płynęliśmy przez podziemną rzekę.
- O właśnie tu zginęła grupka studentów – opowiadał zawzięcie Skarbnik, który miał na sobie strój...przewodnika!! Dobra już dziwniej być nie może.
- E, przepraszam panie skarbniku – powiedziała grzecznie Lissa – Ale chyba mieliśmy jechać do Rei..
- Jakiej Rei? - to pytanie zbiło ją z tropu na szczęście Percy uratował sytuację:
- Pierogi, morskie oko
- Oh, przepraszam, rzadko wychodzę na dwór. Gdy jestem na powierzchnię to zapominam wrócić – dobra, jednak może być dziwnej.….............................................................................Staliśmy przed uroczym pensjonatem „ Pod Eurydyką” położoną obok morskiego oka.
- Czego szukacie dzieci? - zapytała łagodnym głosem kobieta wychodząca z ogródka przy pensjonacie. Oczy miała ciepłe jak Hestia, a kurze łapki otaczające je świadczyły o tym, że często się uśmiecha. Mimo, iż wyglądała na pięćdziesiątkę była piękna. Opaloną twarz o matczynych rysach otaczały rudawo – złote loki, identyczne jak u Demeter. Coś się we mnie złamało. Nie jestem silna. Straciłam przyszywaną matkę, biologiczną mnie nie chciała. Ojciec był bogiem. Dziadkowie od strony mamy nie żyli. Umrę z powodu miłości. To wszystko sprawiło, że rzuciłam się Rei na szyję i zawołałam:
- Babunia.
Rozdział
17
rozdział może być. wiem, że oczekujesz długiej wypowiedzi, ale jestem zmęczona. jeszcze raz rozdział mi się podobał mimo, że liczyłam na inne rozwiązanie pomysłu z udaniem się do wieliczki.
OdpowiedzUsuńCzekam na next:-)
Fajny rozdział, ale masz literówki (to nic, każdemu się zdarza :)).
OdpowiedzUsuńTroszku mnie zdziwiło to "babunia" na końcu, bo kto by się tego spodziewał...
A teraz lecę robić prezentację na informatykę xD
Czekam na next'a :3