Translate

piątek, 30 maja 2014

Otwieramy dzień Leny!

Uwaga, uwaga! Dzień Leny czas zacząć! Do dwudziestej dnia jutrzejszego zadajemy pytania. Potem ja to skleję w jeden wywiad! Aby uczcić dzień młodej Jackson specjalnie dla was miniaturka. Dzieje się ona po zagładzie domu Paryskiego, w czasie, gdy Lena myślała, że jest Morel, a jej bratem jest Tom!
Zapraszam!

Nad Oxford Street wznosiło się popołudniowe słońce. To właśnie tą sławną, londyńską ulicą zmierzała dwójka nastolatków. Chłopak wyglądał na jakieś czternaście lat. Jego t-shirt był luźny i podarty. Spod grzywki czarnych włosów spoglądały burzowo – szare oczy. Wyraz twarzy miał opanowany i czujny. Jego towarzyszka była wyraźnie młodsza. Włosy obcięte na rekruta mierzwił wiatr. Uśmiechała się ironicznie, a w jej granatowych oczach widniał blask.

  • Lena – syknął chłopak trochę niespokojnie – po co mnie tu ciągasz? To jedna z najbardziej tłocznych ulic.
    Dziewczyna prychnęła lekceważąco.
  • Jestem głodna, nic mnie nie interesuje czy zaatakują nas potwory czy nie. Muszę coś zjeść.

Chłopak jęknął. Tom wiedział, że z jego siostrą nie ma przebacz jeśli jest głodna. Lena choć miała zaledwie dwanaście lat i była młodsza od niego umiała dostać to co chciała.

  • Ta restauracja wygląda nieźle – zawyrokowała młoda Morel wskazując na elegancki lokal po prawej stronie.
  • Lena chyba nas tam nie wpuszczą...
  • Bo wyglądamy jak menele? - podsunęła usłużnie wchodząc mu w zdanie.
    Tom przytaknął jedynie:
  • Dokładnie tak. Lepiej bym tego nie ujął. Ej zaraz gdzie idziesz...? - dodał po chwili, gdy zobaczył, że jego siostra jednak zmierza w tamtą stronę zdecydowanym krokiem rozpluskując kałuże będące pozostałościami po niedawnej ulewie. Dziewczyna dopadła klamki zanim Tom zdążył ją powstrzymać. Wkroczyła do środka. Wnętrze było eleganckie urządzone w francuskim stylu.
  • Lena, spadamy stąd – dobiegł ja głos brata, który nie mając wyboru poszedł za nią – Zresztą nie mamy pieniędzy – wysunął słuszny argument, który dopiero teraz przyszedł mu do głowy.
  • Weźmiemy ich na litość – poinformowała go z lekkim uśmieszkiem na ustach. Zanim Tom zdążył wydać z siebie w odpowiedzi jęk zjawił się obok nich pulchny, mężczyzna w średnim wieku odziany w elegancki garnitur. I powiedział najkulturalniejszą rzecz jaką rzec można było w danym momencie do dwójki obdartych i zagłodzonych dzieci:
  • Co tu robicie smarkacze? Gdzie wasi rodzice? Jeśli nie jesteście klientami musicie opuścić ten lokal – zagdakał. „ Jego głos przypomina mój budzik. Ten zepsuty” - pomyślała Lena, ale na głos powiedziała jedynie wyniośle( jak to ona tylko potrafi) z całą godnością na jaką było stać niziutką dwunastolatkę zadzierającą głowę aby spojrzeć swojemu rozmówcy w oczy oznajmiła:
  • Proszę zawołać Szefa restauracji. Chcę z nim pomówić na osobności.
    Pokiwał głową z powagą chociaż w jego oczach była wyraźna pogarda i ironia dla tej ciemnowłosej dziewczynki.
  • Już się robi. Chwileczka panienko. Ej, panie szefie – zawołał przez ramię – Kurde chyba nie przyjdzie. Zaraz, zaraz tylko dlaczego... - podrapał się po brodzie – ah tak – wykrzyknął w nagłym olśnieniu – Nie przyjdzie, bo już tu jest. Ja jestem szefem.
    Gościu się z niej chamsko naśmiewał. Ściągnęła usta w podłużną linię i pomyślała: „ No to klops.” Facio jej nie polubi! Nie da jedzenia! To jeden z tej niewielkiej społeczności, która nie złapie się na jej – jakże niezaprzeczalny – urok osobisty.
  • Czego chcesz młoda? - założył ramię na ramię i zlustrował ich niechętnym i wyraźnie zniesmaczonym wzrokiem. Umysł młodej Morel rozważał różne możliwości. Poddać się albo zaatakować. Każdy normalny by się wycofał, ale Lena jak to Lena...Zaatakowała! I to ze zdwojoną siłą.
  • Błagam – zaszlochała rzucając się na klęczka i składając ręce w modlitewnym geście – Jestem przegłodna. Mój brat. Prosimy tylko o jeden posiłek. O łaskawco!
    Mężczyzna przerażony wizją, że może mu się jeszcze kłaniać zacznie to małe coś syknął:
  • Podnoś się. Mam propozycję pewnego układu...
    .....................................................................................
  • To niemożliwe! I takie poniżające! - krzyknęła Lena do swojego odbicia w lustrze wspólnej łazienki dla personelu. Z niezadowoleniem patrzyła na strój kelnerki, w który była ubrana. Układ polegał na tym, że dostaną jedzenie. Jeżeli na nie zapracują jako kelnerzy. Wtedy dostaną po zamknięciu lokalu posiłek.
  • Dokładnie – przytaknął Tom – Nie będę kelnerem. Już wolę po śmietnikach grzebać.
    Lena popatrzyła na niego ze zdumieniem.
  • Mi nie o to chodzi. Pracować mogę. Ale w spódniczce, i to takiej krótkiej – zrobiła obrót, aby zademonstrować firmową spódnicę sięgającą do kolan. Reakcją Toma był śmiech.
  • Ty byś nawet strój zakonnicy za wyzywający i krótki uznała, siostrzyczko – stwierdził z rozbawieniem.
  • Ej, uważaj. Niedaleko jest kuchnia. A w niej patelnia, której nie zawaham się użyć – zagroziła.
  • Wierzę – odparł. Właśnie w tym momencie do pomieszczenia wparował szef.
  • Co wy tu jeszcze robicie? - zagdakał – Idź chłopcze zbierać zamówienia. A dokąd to? - zatrzymał Lenę, która już chciała wyjść za bratem.
  • A ja..nie z nim? - wymamrotała speszona.
  • Dla ciebie mam coś ..hm..specjalnego – aż zatarł ręce z uciechy.
  • Czyli? - zapytała chodź już znała odpowiedź, gdyż obdarował ją najwredniejszym uśmiechem na świecie. Najgorsze co może spotkać dwunastolatkę w kuchni.
  • Oj tak moja panno. Zmywak już się ciebie nie może doczekać.
    Z jej ust wydał się zduszony jęk.
    .....................................................................................
  • Proszę pana – podbiegli do szefa, na którego czekali już dobre półgodziny przed lokalem. Według jego rozkazu.
  • Czego? - warknął w odpowiedzi mężczyzna, który siłował się z kluczem zamykając drzwi restauracji.
  • Chcieliśmy to jedzenie, te co nam je pan obiecał.. - zaczął uprzejmie Tom, ale mężczyzna wybuchnął tubalnym śmiechem.
  • Wy naprawdę się nabraliście. Nie wierzę. Ja potrzebowałem na dzisiaj zastępstwa, bo małżeństwo, które u mnie pracuje ma ważny dzień. Ona rodzi on chce być przy niej – wyjaśnił z wrednym błyskiem w oku.
  • Ty- wystękał Tom i rzucił się na niego z pięściami. Mężczyzna odepchnął nastolatka, a ten upadł na swe szanowne cztery litery w błoto. Lena wkroczyła pomiędzy nich i oświadczyła z spokojem na jaki tylko ją było stać zwracając się do Szefa:
  • W takim razie załatwimy to inaczej. Da nam pan pewną kwotę pieniędzy, a my zjemy gdzie indziej. Czy to panu odpowiada?
    W odpowiedzi rzucił tylko:
  • Spadać mi stąd, póki nie dzwonię po policję.
    Policja na karku to ostatnie co było potrzebne rodzeństwu dwóch osieroconych magów z dom paryskiego więc Lena podjęła inną taktyczną decyzję. Wycofa się, ale to ona wygra.
  • Dobrze, odejdziemy – wywarczała przez zęby - , ale może się pan spodziewać jednego, interes już się nie będzie kręcił – odwróciła się napięcie i odeszła. Tom dźwignął się na nogi, rzucił szefowi ponure spojrzenie, otrzepał spodnie z tyłka, a następnie pobiegł za siostrą.
  • Lena zmarnowaliśmy cały dzień. Nie możemy teraz zawrócić – jęczał jej do ucha. Uśmiechnęła się do siebie.
  • Zemściłam się- poinformowała go.
  • Jak? - zainteresował się.
  • Powiedzmy, że jutro będzie mógł co najwyżej otworzyć lodowisko lub sklep z mrożonkami – wybuchnęła diabolicznym śmiechem. „ Lena i jej moc lodu, cała ona” - pomyślał Tom i też się szeroko uśmiechnął. Marzyli o tym jaką wkurzoną i zrozpaczoną minę będzie miał mężczyzna, gdy wkroczy do zamrożonego od zewnątrz lokalu. Co tu więcej dodać? Marzenie się spełniło.
  • miniaturka jak widzicie w trzeciej osobie. Wiecie chce sobie udowodnić, że nie tylko w pierwszej mi wychodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Liczę na szczerą opinię. Miłego komentowania:-)