Zapraszam!
Nad
Oxford Street wznosiło się popołudniowe słońce. To właśnie tą
sławną, londyńską ulicą zmierzała dwójka nastolatków. Chłopak
wyglądał na jakieś czternaście lat. Jego t-shirt był luźny i
podarty. Spod grzywki czarnych włosów spoglądały burzowo –
szare oczy. Wyraz twarzy miał opanowany i czujny. Jego towarzyszka
była wyraźnie młodsza. Włosy obcięte na rekruta mierzwił wiatr.
Uśmiechała się ironicznie, a w jej granatowych oczach widniał
blask.
- Lena – syknął chłopak trochę niespokojnie – po co mnie tu ciągasz? To jedna z najbardziej tłocznych ulic.Dziewczyna prychnęła lekceważąco.
- Jestem głodna, nic mnie nie interesuje czy zaatakują nas potwory czy nie. Muszę coś zjeść.
Chłopak
jęknął. Tom wiedział, że z jego siostrą nie ma przebacz jeśli
jest głodna. Lena choć miała zaledwie dwanaście lat i była
młodsza od niego umiała dostać to co chciała.
- Ta restauracja wygląda nieźle – zawyrokowała młoda Morel wskazując na elegancki lokal po prawej stronie.
- Lena chyba nas tam nie wpuszczą...
- Bo wyglądamy jak menele? - podsunęła usłużnie wchodząc mu w zdanie.Tom przytaknął jedynie:
- Dokładnie tak. Lepiej bym tego nie ujął. Ej zaraz gdzie idziesz...? - dodał po chwili, gdy zobaczył, że jego siostra jednak zmierza w tamtą stronę zdecydowanym krokiem rozpluskując kałuże będące pozostałościami po niedawnej ulewie. Dziewczyna dopadła klamki zanim Tom zdążył ją powstrzymać. Wkroczyła do środka. Wnętrze było eleganckie urządzone w francuskim stylu.
- Lena, spadamy stąd – dobiegł ja głos brata, który nie mając wyboru poszedł za nią – Zresztą nie mamy pieniędzy – wysunął słuszny argument, który dopiero teraz przyszedł mu do głowy.
- Weźmiemy ich na litość – poinformowała go z lekkim uśmieszkiem na ustach. Zanim Tom zdążył wydać z siebie w odpowiedzi jęk zjawił się obok nich pulchny, mężczyzna w średnim wieku odziany w elegancki garnitur. I powiedział najkulturalniejszą rzecz jaką rzec można było w danym momencie do dwójki obdartych i zagłodzonych dzieci:
- Co tu robicie smarkacze? Gdzie wasi rodzice? Jeśli nie jesteście klientami musicie opuścić ten lokal – zagdakał. „ Jego głos przypomina mój budzik. Ten zepsuty” - pomyślała Lena, ale na głos powiedziała jedynie wyniośle( jak to ona tylko potrafi) z całą godnością na jaką było stać niziutką dwunastolatkę zadzierającą głowę aby spojrzeć swojemu rozmówcy w oczy oznajmiła:
- Proszę zawołać Szefa restauracji. Chcę z nim pomówić na osobności.Pokiwał głową z powagą chociaż w jego oczach była wyraźna pogarda i ironia dla tej ciemnowłosej dziewczynki.
- Już się robi. Chwileczka panienko. Ej, panie szefie – zawołał przez ramię – Kurde chyba nie przyjdzie. Zaraz, zaraz tylko dlaczego... - podrapał się po brodzie – ah tak – wykrzyknął w nagłym olśnieniu – Nie przyjdzie, bo już tu jest. Ja jestem szefem.Gościu się z niej chamsko naśmiewał. Ściągnęła usta w podłużną linię i pomyślała: „ No to klops.” Facio jej nie polubi! Nie da jedzenia! To jeden z tej niewielkiej społeczności, która nie złapie się na jej – jakże niezaprzeczalny – urok osobisty.
- Czego chcesz młoda? - założył ramię na ramię i zlustrował ich niechętnym i wyraźnie zniesmaczonym wzrokiem. Umysł młodej Morel rozważał różne możliwości. Poddać się albo zaatakować. Każdy normalny by się wycofał, ale Lena jak to Lena...Zaatakowała! I to ze zdwojoną siłą.
- Błagam – zaszlochała rzucając się na klęczka i składając ręce w modlitewnym geście – Jestem przegłodna. Mój brat. Prosimy tylko o jeden posiłek. O łaskawco!Mężczyzna przerażony wizją, że może mu się jeszcze kłaniać zacznie to małe coś syknął:
- Podnoś się. Mam propozycję pewnego układu...….....................................................................................
- To niemożliwe! I takie poniżające! - krzyknęła Lena do swojego odbicia w lustrze wspólnej łazienki dla personelu. Z niezadowoleniem patrzyła na strój kelnerki, w który była ubrana. Układ polegał na tym, że dostaną jedzenie. Jeżeli na nie zapracują jako kelnerzy. Wtedy dostaną po zamknięciu lokalu posiłek.
- Dokładnie – przytaknął Tom – Nie będę kelnerem. Już wolę po śmietnikach grzebać.Lena popatrzyła na niego ze zdumieniem.
- Mi nie o to chodzi. Pracować mogę. Ale w spódniczce, i to takiej krótkiej – zrobiła obrót, aby zademonstrować firmową spódnicę sięgającą do kolan. Reakcją Toma był śmiech.
- Ty byś nawet strój zakonnicy za wyzywający i krótki uznała, siostrzyczko – stwierdził z rozbawieniem.
- Ej, uważaj. Niedaleko jest kuchnia. A w niej patelnia, której nie zawaham się użyć – zagroziła.
- Wierzę – odparł. Właśnie w tym momencie do pomieszczenia wparował szef.
- Co wy tu jeszcze robicie? - zagdakał – Idź chłopcze zbierać zamówienia. A dokąd to? - zatrzymał Lenę, która już chciała wyjść za bratem.
- A ja..nie z nim? - wymamrotała speszona.
- Dla ciebie mam coś ..hm..specjalnego – aż zatarł ręce z uciechy.
- Czyli? - zapytała chodź już znała odpowiedź, gdyż obdarował ją najwredniejszym uśmiechem na świecie. Najgorsze co może spotkać dwunastolatkę w kuchni.
- Oj tak moja panno. Zmywak już się ciebie nie może doczekać.Z jej ust wydał się zduszony jęk.….....................................................................................
- Proszę pana – podbiegli do szefa, na którego czekali już dobre półgodziny przed lokalem. Według jego rozkazu.
- Czego? - warknął w odpowiedzi mężczyzna, który siłował się z kluczem zamykając drzwi restauracji.
- Chcieliśmy to jedzenie, te co nam je pan obiecał.. - zaczął uprzejmie Tom, ale mężczyzna wybuchnął tubalnym śmiechem.
- Wy naprawdę się nabraliście. Nie wierzę. Ja potrzebowałem na dzisiaj zastępstwa, bo małżeństwo, które u mnie pracuje ma ważny dzień. Ona rodzi on chce być przy niej – wyjaśnił z wrednym błyskiem w oku.
- Ty- wystękał Tom i rzucił się na niego z pięściami. Mężczyzna odepchnął nastolatka, a ten upadł na swe szanowne cztery litery w błoto. Lena wkroczyła pomiędzy nich i oświadczyła z spokojem na jaki tylko ją było stać zwracając się do Szefa:
- W takim razie załatwimy to inaczej. Da nam pan pewną kwotę pieniędzy, a my zjemy gdzie indziej. Czy to panu odpowiada?W odpowiedzi rzucił tylko:
- Spadać mi stąd, póki nie dzwonię po policję.Policja na karku to ostatnie co było potrzebne rodzeństwu dwóch osieroconych magów z dom paryskiego więc Lena podjęła inną taktyczną decyzję. Wycofa się, ale to ona wygra.
- Dobrze, odejdziemy – wywarczała przez zęby - , ale może się pan spodziewać jednego, interes już się nie będzie kręcił – odwróciła się napięcie i odeszła. Tom dźwignął się na nogi, rzucił szefowi ponure spojrzenie, otrzepał spodnie z tyłka, a następnie pobiegł za siostrą.
- Lena zmarnowaliśmy cały dzień. Nie możemy teraz zawrócić – jęczał jej do ucha. Uśmiechnęła się do siebie.
- Zemściłam się- poinformowała go.
- Jak? - zainteresował się.
- Powiedzmy, że jutro będzie mógł co najwyżej otworzyć lodowisko lub sklep z mrożonkami – wybuchnęła diabolicznym śmiechem. „ Lena i jej moc lodu, cała ona” - pomyślał Tom i też się szeroko uśmiechnął. Marzyli o tym jaką wkurzoną i zrozpaczoną minę będzie miał mężczyzna, gdy wkroczy do zamrożonego od zewnątrz lokalu. Co tu więcej dodać? Marzenie się spełniło.
- miniaturka jak widzicie w trzeciej osobie. Wiecie chce sobie udowodnić, że nie tylko w pierwszej mi wychodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Liczę na szczerą opinię. Miłego komentowania:-)